poniedziałek, 13 października 2008

Beautiful Day, czyli pierwszy highline w Hejszowinie

English version: [here]

Tak, tak to prawda! Pierwszy Hajlajn na Szczelińcu Wielkim to już historia! Ta taśma napewno znajdzie się na liście moich "classic motherfuckin' mega highlines".

Pomysł rozwieszenia haja na Szczelińcu tkwił w mojej głowie już od początku tego sezonu, ale po różnych perturbacjach związanych z brakiem czasu, formy, pieniędzy, chęci, rozumu, itd... w końcu wyszło na to, że w Hejszowinie pojawiłem się dopiero w październiku.

Budząc się w domu w Kłodzku o 6 rano i mknąc wśród mgieł na przystanek PKS z niesamowicie ciężkim worem na plecach, nie mogłem powstrzymać rogala, który co chwilę wyskakiwał na mojej twarzy. Nie wierzyłem do końca w to, co miało się stać dzisiaj i w ogóle w ten weekend. W końcu jadę na Szczeliniec! W końcu jadę się wspinać i do tego ekipa Wrocławiaków zapowiedziała, że przyjedzie na hajlajna. Nawet fakt, że akurat w ten dzień musiał odbyć się Rajd Polski i autobus do Karłowa nie jeździł i to, że musiałem stopować z Kudowy do Karłowa, nie było w stanie wyprowadzić mnie z dobrego nastroju. Mina zrzedła mi dopiero kiedy stanąłem pod Szczelińcem i zobaczyłem wielką chmurę, w której się znajdował. "Ale nie, to nie może tak być" - pomyślałem wtedy. Już ja znam te sztuczki. Wiele razy siła wyższa próbowała mnie odciągnąć od planów psując pogodę, ale nie tym razem. Dzisiaj będzie zajebista pogoda! Z tą myślą zacząłem podejście pod ściany.

Jak się okazało musiałem chwilę poczekać na ekipę hajlajnową z Wrocławia, i w końcu kiedy pojawili się na tarasach, stwierdziliśmy, że trzeba coś rozwiesić. I w tym momencie powinna nastąpić 3 godzinna pauza, w czasie której miały miejsce wszystkie czynności związane ze znalezieniem odpowiedniego miejsca, stanów, rozciagnięciem i napięciem taśmy. W tym czasie przewiało chmurę i wyszło słońce, chociaż wiatr wiał sakramencki. Ale warto było. Dopiero siedząc w chacie w Pasterce i wychylając boski trunek wśród niekończących się rozmów o wspinaniu, zaczęło do mnie docierać co tak naprawdę się dzisiaj stało. Myślę, że chyba właśnie o to w tym wszystkim chodzi. O to uczucie wieczorem, kiedy wszystko z Ciebie spływa i zaczynasz spokojnie odlatywać na naturalnych narkotykach wytwarzanych przez mózg. Ale co Wy, siedzący przed monitorem/telewizorem, wrzucający zdjęcia swoich mord na digarta czy naszą klasę i piszący idiotyczne komentarze, możecie o tym wiedzieć? ;) Na dodatek nawet nie spodziewałem się wtedy, że następny dzień, wypełniony wspinaniem w jedynym słusznym i katolickim rodzaju skały będzie równie dobry. Czy trzeba czegoś więcej?

Podsumowując, w ten weekend padł kilkakrotnie pierwszy hajlajn na Szczelińcu, a także kilka bardzo ładnych cest na południowych ścianach. "Ale czy ktoś oprócz nas może wiedzieć, co to naprawdę znaczy?"

Zdjęcia z tego wiekopomnego wydarzenia można obejrzeć tu: http://czermuh.rajce.idnes.cz/Highline_Szczeliniec_Wielki_-_11.10.2008/

a także tu: http://picasaweb.google.pl/u.r.super.apple/HilineSzczeliniecFilmy?authkey=QScpvnjOPss#

i tu:
http://ptacha.jalbum.net/Highline/

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Zgadzam się że highline był prze-zaje-faken-kurw#-bisty :P! Mam nadzieję, że w ten weekend uda się zrobić nowy, a ja się trochę powspinam (powoli zdrowieję). Nie żałuję, że pojechałem chory a wróciłem totalnie nieżywy - warto było!! BTW Śmierć turystom! (ZUO) "Pan się nie boi?" hłe hłe, zacząłem się zastanawiać, czy to co robimy nie jest przypadkiem zbyt niebezpieczne, mam 20 lat i trzeba się ustatkować ;)

Anonimowy pisze...

Tyyylko wam pozazdroscic. Ale jeszcze spotkamy sie na szczycie, zobaczysz!;]