English version: [here]
Mówią, że wszędzie jest dobrze ale w domu najlepiej. Ale są jednak na świecie miejsca, które niewątpliwie pozostawiają po sobie trwały ślad, miejsca do których uciekamy od codzienności, od zimna, deszczu, śniegu, od wielu odcieni szarości, od smutnych ludzi z minami samobójców. Uciekamy w miejsca, gdzie czas płynie trochę inaczej, gdzie nie ma pojęcia smutku; miejsca, które spokojnie możemy nazwać naszym drugim, trzecim, czwartym... domem.
Takim miejscem niewątpliwie stała się dla mnie Hiszpania. Coś w tym musi być, skoro krótko po powrocie zastanawiam się co zrobić, żeby jak najszybciej tam wrócić. Może to ten spokojny, powolny styl życia. Może pogoda, temperatury na poziomie 30C w środku lutego, albo wiecznie zacieszający ludzie? A może mieszanka tego wszystkiego, która sprawia, że po prostu czujesz się dobrze...
I pomyśleć, że wszystko to dzięki tej z pozoru bezsensownej aktywności, jaką jest wspinanie. Nagle znajdujesz się 3000 km od domu, otoczony widokami, w które można wpatrywać się godzinami, poznajesz nowe miejsca, ludzi z całego świata, nową kulturę, język; całe dnie spędzasz na robieniu tego, co naprawdę lubisz. Powoli pełzniesz po wygrzanych skalnych płytach, twoja moc rośnie wprost proporcjonalnie do opalenizny pojawiającej się na plecach. Wspinanie, slack, highline, wieczory przy piwie w refugio lub przy kartonie ulubionego Vino de Mesa ;). A wszystko przy spokojnych rytmach flamenco-chill :D.
Poszukiwanie życia...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
a beton gdzie? znowu mnie zaniedbałeś
Prześlij komentarz